Autor

Agnieszka

Nikt ich nie widział, nikt już nie wierzy, ale z pewnością widział po nich ślady. A one istnieją, żyją w ludziach, wierzeniach, bajkach, filmach, pamiątkach i Internecie. Niektóre szkodzą, niektóre szkodzą bardzo. Niektóre są złośliwe, jeszcze inne są nieszkodliwymi pamiątkami stojącymi dumie na półce, lub tak jak nasz Asbjørn mieszkają w domach przy schodach.

Trolle były istotami nadprzyrodzonymi, brzydkimi, silnymi i niebezpiecznymi. Nierzadko też głupimi. Troll to zbiorowe określenie kilku rodzajów istot ludzkich w nordyckiej poezji ludowej i skandynawskiej tradycji. Mogą być kolosami, gigantami a także małymi gnomami i krasnoludami.

Pochodzenie Trolla jest niepewne, ale nazwa prawdopodobnie wzięła się od słowa Trell,  które oznacza niewolnik.  Historii o Trollach znajdziesz wiele, są nawet z 1220 roku. A był to Stwór Wielogłowy z dużym nosem i jednym okiem.

Trolle mieszkały w górach i lasach  w odległym i zimnym kraju. Mają  one wiele wspólnego z Gotami, a oni dali początek Jotulowi, czyli kolosalnemu Trollowi z Jotunheim. Legendy krążą o tym, jak Trolle porastały lasem i zamieniały się w kamienie gdy wschodziło słońce. I choć w Norwegii słońca bardzo mało, nie przeszkadzało im zamieniać w kamyki napotkanych ludzi. Były bardzo chciwe i skąpe, gromadziły kosztowności. Krzywdziły ludzi i zwierzęta.

Żeńskim odpowiednikiem Trolla jest Huldra. Kobiece Trolle Huldry, nie były wcale mniej groźne. Przeobrażały się w piękne kobiety, by uwodzić swoje ofiary. Rozkochiwały na zabój mężczyzn. Zaciągały biedaków do ołtarza i w noc poślubną okazywało się, że mają krowie ogony.

Dziś Trolle znamy z bajek i legend. Wielokrotnie pojawiały się w skandynawskich wierzeniach ludowych. Opisali je w swoich baśniach Peter Christen Asbjørnsen  (na cześć którego nasz Troll odziedziczy imię) i Jørgen Moe. Autorami wizerunku Trolla jest Theodor Kittelsen i Eric Werenskiold. Piasali o nich też Henryk Ibsen w Peer Gyncie, Hans Chrystian Andersen, J.R.R. Tolkien, Ola Gromko w Wiedźminie, J.K.Rowling w Harrym Potterze. W 2010 roku  pojawił się film dokumentalny Łowca Trolli z Otto Jespersenem.

Trollami są także Muminki występujące w cyklu powieści i opowiadań dla dzieci autorstwa Tove Janson. Pierwsza powieść z tego cyklu nosiła tytuł  Małe trolle i duża powódź, a słowo „troll” występowało często w oryginalnym tekście szwedzkim, w przeciwieństwie do polskich przekładów. Powieść Zima Muminków nosi oryginalny tytuł Zima Trolli – Trollvinter, a w szwedzkim oryginale słowo „Muminek” brzmi Mumintroll.

 Henrik Ibsen myślał o Trollach jako o złych mocach, bo napisał ,,życie to wojna z Trollami w sercu i w mózgu’’ (at leve er krig med trollde i hjertets hvælv). Używamy też ich imion do różnych pojęć np. czarodziejskie masło to trollsmør, wyjątkowy krab to trollkrabbe, mus z jagód to trollekrem, ni wilk ni ryba to trollfisk, kijanka to rumpetroll, czarodziej trollheim, ale również nazwy własne np. Trollfjorden, Trolltindan. Słowo Troll jest do dzisiaj używane do osób, które są brzydkie i złe lub obraźliwie (du er eit ordentleg troll).

Jeśli używasz Trolla w słowach, to znaczy coś negatywnego. To wprawdzie zabobon, ale oznacza to przywoływanie złych mocy. W języku szwedzkim mówi się że ,, jeśli mówisz o Trollu, to nie jest On daleko’’.

Powstało też nowe słowo Trolling, nowy Troll żyjący w Internecie. To Trolle które, wrzucają  obraźliwe treści, spamy, wirusy ale też włamują się na konta, okradają, manipulują. Na szczęście jest wiedza, o tym, że Trolle w opowieściach ludowych można pokonać, można też pokonać Trolle sieciowe i te w realu.

Trolle pamiątki są absolutnie wyjątkowe. Turyści je uwielbiają i każdy przywozi z Norwegii na pamiątkę choćby magnes. Wszystkie mają certyfikat oryginalności. Materiał z którego są zbudowane, jest naturalny z drewna i gliny. Są kształtowane i wykańczane ręcznie, z czasem można odkryć, choć nie porastają lasem, że każdy starzeje się w inny sposób.

Artysta przekształca swoje pomysły, tworzy postacie, nadaje indywidualne cechy, a przygotowanie do produkcji zajmuje kilka tygodni. Trolle są wyjątkowe, współczujące, czułe, agresywne, romantyczne, sportowe, marzące, wesołe, śmieszne, wstydliwe, patriotyczne, smutne, wesołe.

Każdy może znaleźć Trolla w części siebie. Legenda głosi, że jeśli kupimy jednego, dobrą radą jest dać mu towarzystwo innych Trolli. Musimy dokupić Asbiørnowi damę, biedak samotny od 10 lat. Musimy też dbać o naturalne środowisko Trolli, o lasy i góry, bo gdy pójdziemy do lasu i zmierzch nas zastanie to kto wie…..    

Pamiętaj, jeśli kupiłeś Trolla do Twojego domu, najlepiej aby pierwszą noc spędził w szafie tak, by się przyzwyczaił do dźwięków domu w którym ma zamieszkać. Dopiero następnego dnia możesz go wyjąć z szafy. Wyjdź wtedy z domu np. na zakupy, żeby się zadomowił i masz Trolla w domu.

Pomimo złej legendy uwielbiamy Trolle i ich legendy. W głębi serca marzymy, by je spotkać w górzystym lesie i żeby istniały. Bo jak nie kochać Muminków. A ty za co kochasz Trolle?

0 Email

Jeśli nie przekonuje Cię marynowana, wędzona lub suszona wiatrem ryba i nie będzie dla Ciebie dobrym początkiem kulinarnej przygody z kuchnią norweską, to warto abyś spróbował łagodniejszych smaków. Tradycyjną potrawą jest Bacalao, norweskie rzecz jasna, nie portugalskie. Danie, które przywieźli do Krystiansund i Ålesund hiszpańscy kupcy suszonych dorszy. Norwegom tak zasmakowało owe danie i choć Bacalao znaczy po hiszpańsku dorsz, postanowili z pomocą Rady Języka Norweskiego w 2004 roku, ustanowić pisownie norweską i od tego czasu mają Bakalao po norwesku, pisane przez K. Jednak częściej pojawia sie jednak z C.

Bacalao ma składniki, które były obce dla norweskiej kuchni. Czosnek, papryka chili, oliwa, pomidory to smaki południa. Przyprawy, które przywozili kupcy do norweskich portów. Więc kiedy dawne gospodynie gotowały na święta tą potrawę, to tylko raz w roku używały tych produktów, poza dorszem i ziemniakami. Brakuje wprawdzie prawdziwej oliwy i czerwonych południowych pomidorów( bo niby sąd Norwegia ma mieć pomidory), to broni się smakiem i popularnością nawet z passatą z puszki.

W książce kucharskiej Bacalao pojawiło się w 1893 roku. Przepis sugerował, żeby zamienić czosnek, cebulką szalotką by uniknąć brzydkiego zapachu czosnku. Od tego czasu Norwedzy przyzwyczaili się do tych przypraw i używane są w każdej domowej kuchni. To raczej dorsz stał się egzotycznym składnikiem i dlatego tak im pasuje jako świąteczny posiłek.

Gotowe Bacalao z półki sklepowej.

      Bacalao po naszemu

Kupujemy prawie kilogram dorsza suszonego najlepiej Klippfisk, (znajdziesz artykuł na jego temat na naszym blogu). Moczymy kilka dni, zmieniając wodę. ale możesz użyć oczywiście świeżego. Ziemniaków prawie kilogram i jedną cebulę. Kroimy w plastry i smażymy na oleju, aż zmiękną. Przyprawiamy czosnkiem, chilli, sola, pieprzem i tym nieszczęsnym czosnkiem. Do woli. Dodajemy pomidory tzn. passatę pomidorową lub pomidory z puszki. Smarujemy żaroodporne naczynie masłem, przekładamy jedną warstwę na spód naczynia, układamy rybę i przykrywamy drugą warstwą. Czasem zaszalejemy i posypujemy ostrym serem np. parmezanem dla chrupkości. Wstawiamy do piekarnika na 150 stopni, na 2 godziny. Nie jest to nasze ulubione danie, więc zdarza nam się piec tylko raz w roku, jak prawdziwej dziewiętnastowiecznej norweskiej gospodyni. Dla nas średnio przeciętne, ale co my biedne żuczki możemy wiedzieć o smaku tradycji.

A ty próbowałeś? Spróbujesz? Upieczesz?. Daj znać.

0 Email

Norwegia z rybołówstwa zbudowała potęgę.  Metody połowów ryb to spuścizna i dobro narodowe. Słynny dorsz w 90 procentach pochodzi z północnego Atlantyku. Tradycja  suszenia ryb wywodzi się od Wikingów i jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Suszony dorsz miał zapewnić żeglarzom pożywienie na łodziach przez długie miesiące podróży. To jedno z najlepszych źródeł białka na ziemi  tylko1 kg suszonego mięsa zawiera tyle białka, co 5 kg świeżego. Dziś  wystarczy pójść na zakupy, wrzucić do torby gotowego, spreparowanego dorsza, najczęściej w foliowych paczkach lub kartoniku, wymoczyć w domu i danie gotowe. W restauracjach, natomiast sprzedawana jako kulinarna atrakcja dla turystów.

      Odnosimy wrażenie, że ekstremalne doznania, jakich z pewnością doświadczysz przy jedzeniu wszelkiego rodzaju kwaszonych, fermentowanych lub suszonych ryb ( i nie tylko ryb), są specjalnością Norwegów. Prym wiodą trzy rodzaje i choć różnice, na pierwszy rzut oka są znikome dla nas, to dla szanującego się Norwega to oczywista oczywistość. Odmian jest znacznie więcej jak np. Saltfisk, Lutefisk,Boknafisk, ale przedstawiamy, w naszej ocenie, te najciekawsze rodem z Norwegii.

Sztokfisk  to ryba suszona. Jest to najczęściej dorsz. Lofoty są ojczyzną tego specjału, gdzie corocznie wytwarza się ponad 16 milionów kilogramów tego przysmaku!.  Ogromne filety wiszące posępnie na specjalnych drewnianych stojakach ,zwanych, stoks skąd wywodzi się nazwa, suszą się od kwietnia do grudnia,  dojrzewają by zagościć na świątecznych talerzach. Eksportuje się go w ogromnych ilościach do Portugalii i Włoch. Ale w wielu norweskich domach pod balkonami wiszą sobie biedaki i czekając na swoją kolej w daniu obiadowym. Kupisz go w każdym sklepie najczęściej w opakowaniach w postaci poszarpanego mięsa lub zamrożonego kawałka.

Klipfisk znaczy dosłownie ryba skalna, ponieważ po połowach pozostawiano rybę na płaskich skałach nad brzegiem morza. Klipfisz jest najpierw solony na sucho lub moczony w solance na 10 do 20 dni w proporcjach,    1 kilogram soli morskiej  na kilogram ryby,  a następnie suszony na specjalnych paletach w temp. od 20 do 25 stopni.

Lutefisk- zwana rybą mydlaną. Jest to Tørrfisk czyli Sztokfisk, tylko moczony w  ługu!. Dla informacji, ług czyli wodorotlenek sodu , który jest silnie żrącą substancją chemiczną, używaną również do produkcji biopaliw, czyszczenia odpływów czy odchwaszczania ogródka. Kontakt z nim powoduje oparzenia, utratę smaku lub ślepotę. Niewyobrażalne!. Ług  redukuje białko w mięsie, a ryba zwiększa swoją objętość. Po takiej obróbce ryba jest silnie trująca!!. I dlatego moczy się ją w wodzie by wypłukać truciznę. Ma bardzo specyficzny aromat i galaretowatą konsystencję.

   Gdybyś jednak zachciał sporządzić sam, swoje danie Lutefisk oto skrócona wersja:

Krok 1.  Kupionego dorsza musisz wymoczyć w wodzie by pozbył się sztywności i rzecz jasna trucizny, przez około 8-14 dni. Codziennie musisz zmieniać wodę. Najlepiej co osiem godzin. Pamiętaj, że denat będzie pęczniał nawet do 30% objętości, aż będzie wyglądał jak topielec.

Krok 2.  Tak przygotowanego dorsza możesz ugotować, upiec lub przyrządzić na parze. Ponoć najlepiej w piekarniku w temp. 200 stopni przez około 40 minut. Możesz podawać z ziemniakami, boczkiem, bekonem lub warzywami. Najlepiej z wszystkim naraz.

Krok 3. Gotowe! Teraz możesz zaprosić gości i zaserwować specjał najlepiej w Święta.

Uwagi końcowe.

  • Lutefisk jest dla Norwegów, tym czym dla Amerykanów indyk, więc nie możesz tego schrzanić. Spróbuj przed podaniem, żeby nie wypalił języka ( chyba, że teściowej ) lub nie roztopił rodowych sreber.
  • Lutefisk, nie pachnie najlepiej i ponoć wżera się w zastawę. Ale  jest na to metoda, trzeba płukać w occie. Gorzej jeśli zapach wejdzie we włosy  lub w firany.
  • Lutefisk zajmuje pierwsze miejsce portalu JoeMonster jako najbardziej przerażające jedzenie świata.
  • Na świecie używa sią anglojęzycznych nazw czyli : Sztokfisz,Klipfisz,Lutefisz.
  • Życzymy smacznego.

    Jedynym dorszem suszonym jaki przyszło nam jeść był Tørrfisk i to z marnym skutkiem. Lutefisk spróbujemy na bank. W dobrej restauracji oczywiście, a wtedy na pewno zdamy relacje i podzielimy się z tym z Tobą.

A Ty? Masz ochotę spróbować? Zaryzykujesz? Czy raczej kupisz gotowe Baclao?

0 Email
Stare posty