Tag

vanlife

Busem na koniec świata

autor Agnieszka

Mamy tak, że przywiązujemy się do niektórych samochodów. Niestety, albo na szczęście. Wtedy samochód ma swoje imię i swoją osobowość. Tak było, kiedy mieliśmy stare Audi A3, a którego sprzedaży do dziś dnia nie możemy sobie wybaczyć.

Naszego busa Volkswagen T3 pokochaliśmy miłością wzajemną. Wzajemną, bo nigdy nas nie zawiódł. Nigdy nie rozkraczył się na drodze. Choć czasem prowadzimy całe peletony aut, to tylko dlatego, że auto jest starszej generacji. Życie miał bardzo pracowite i świetnie staruszek się trzyma.

Dotychczas woził głównie ludzi ma 9 miejsc, dzięki temu mogliśmy jeździć na wycieczki z całymi rodzinami, które odwiedzały nas w Norwegii. Woził też nas do Polski, z której wracaliśmy obładowani rzeczami, które urządzając się w Norwegii bardzo wówczas potrzebowaliśmy. Woził też całe kolonie dzieci. Na basen, urodziny czy mecz. I każdy chwalił sobie komfort z jakim podróżował.

Kiedy narodził się pomysł, by pojechać nim na daleką północ tylko we dwójkę, potrzebowaliśmy przerobić go na pseudo kampera. Rozmontowaliśmy siedzenia pozostawiając tylko dwa przednie.

Zbudowaliśmy konstrukcję pod materac. Materac zabraliśmy z łóżka, które stało w pokoju gościnnym. Pasował jak ulał. Idealnie wpasował się na szerokość busa. Stelaż zbudowaliśmy z płyt pilśniowych, które pomalowaliśmy na szary kolor by było estetycznie i by nie haczyły materiałów.

Na łóżko wchodziliśmy bocznymi drzwiami, a pod nim umieściliśmy plastikowe pudła z rzeczami, które były nam potrzebne na wyjeździe. Trzy przegrody dzieliły dziewięć całkiem dużych pudeł. Nie mieliśmy problemów z pakowaniem się pomimo, że musieliśmy wziąć głównie ciepłe rzeczy, grube kurtki czy górskie buciory.

Z tyłu auta na dole również były trzy rzędy po dwa pudła. Wyżej były półki na drobiazgi, na których daliśmy zabezpieczające listewki, by rzeczy na nich ustawione nie przemieszczały się.

Na wysokości pasa mieliśmy blat roboczy na którym przyrządzaliśmy jedzenie i jeszcze jeden dodatkowy wysuwany blat. Najczęściej używany pod kuchenkę gazową.

Pożyczyliśmy od przyjaciół maszynę do szycia. Kupiliśmy grube nieprzepuszczające światła zasłony, które przerobiliśmy na zasłony naszych okien i kotarę dzielącą szoferkę z częścią sypialnianą.

Zasłony umocowaliśmy na linkach do zazdrostek na krawędziach na górze i na dole okien. Zrobiliśmy zakładki, by wprowadzić linki. Zostały tak obszyte, by można było je przesuwać lub odsłaniać bez problemu. Tym sposobem północne słońce nie raziło nas w nocy i dawało przytulności i intymności wnętrzu.

Zabraliśmy ze sobą rzeczy najpotrzebniejsze. Czyli garnki, patelnie, talerze miski, turystyczną kuchenkę gazową, butlę z gazem. Duży baniak na wodę. Trochę chemii, lekarstw, kosmetyki.

Po otwarciu tylnych drzwi, których skrzydła stanowiły również ściany boczne. Oprócz osłony przed wiatrem dawały jeszcze oparcie na plandekę namiotu, który uszyliśmy z dużej plandeki, który służył jako prysznic lub gdy deszcz lub wiatr uniemożliwiał gotowanie.

Auto ma klimatyzację, ale nie ma webasto. Gdy nocowaliśmy na campingach braliśmy prąd na długim przedłużaczu przystosowanym do gniazdek na kempingach, który woziliśmy ze sobą i podłączaliśmy zwykły malutki grzejnik olejowy. Noce w Norwegii są bardzo wilgotne, więc taki grzejnik sprawdził się bardzo.

Czego nam brakowało? Niczego! Gdybyśmy urządzali się ponownie jedynie kuchnię zrobilibyśmy w środku między przednimi siedzeniami, a materac przesunęlibyśmy na tył.

Moglibyśmy w ten sposób robić kawę, nie wychodząc z samochodu, co rześkim rankiem nie było zbyt przyjemne. A to dla nas rytuał. Ale i dostęp do niektórych rzeczy z tyłu samochodu był utrudniony. Tak żyliśmy kilka tygodni jeżdżąc po północnej i zachodniej Norwegii. Wspaniały czas.

Teraz wiemy, że taki styl podróżowania stanie się częścią naszego życia, jeśli nie życiem. Odkryliśmy, że potrzebujemy do życia i szczęścia tylko tego, co zmieści się w naszym busie oraz serdecznych ludzi na drodze życia.

Jak bardzo pozbycie się posiadania zmieniło naszą perspektywę postrzegania świata i oczyściło umysły. Sprzedaliśmy dom. Pozbyliśmy się wielu rzeczy. Po to by bardziej doświadczać życia.

Kupiliśmy Boba dla przyjaciół Bobika i przygotowujemy go na następne wyprawy. Jest bardziej przystosowany na podróże, bo to wersja Westfalia, czyli mini kamper. Jest kopią naszego Dana, czyli poprzedniego, który stanie się trochę dawcą organów.

Całą zimę będą trwały przygotowania do wyjazdu. Będziemy dzielić się z Wami naszym doświadczeniem, podróżami, życiem. Zostańcie z nami i trzymajcie kciuki.

Idzie nowe i jesteśmy strasznie podekscytowani.

0 Email